niedziela, 15 listopada 2009

    Podejrzana była już sobotnio niedzielna noc – rzucałem się z boku na bok, zasnąwszy grubo po 3 wstałem o 8 z tym trudnym do określenia, ale wielu znajomym uczuciem, że cos się zbliża. Gardło lekko pobolewa, węzeł podżuchwowy powiększony, lekki jak na Azie stan rozbicia – pierwszy rzut oka kieruje się na pudełko aspiryny, może wystarczy… Rzeczywiście po rozpuszczonym, kwaśno mdłym, ciepłym medykamencie człowiek dojrzewa słonko zza chmur J Niestety, kiedy mijają godziny i magiczne właściwości leku przestają działać, wraca gorączka – tym razem zdecydowanie większa, dreszcze, uczucie zimna i grabienia dłoni – skóra na opuszkach palców robi się dziwnie zmacerowana, jak po długiej kąpieli, palce mrowieją. Kolejny łyk "magicznej" aspiryny, znowu na jakiś czas robi się znośnie… niestety z godziny na godzinę maleją nadzieje, że to tylko zwykłe przeziębienie L

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz