piątek, 29 stycznia 2010

A do wiosny wciąż daleko…


 

    Dzisiaj zmienialiśmy gazetkę w świetlicy i dziewczyny zdecydowały, że trzeba powiesić jakieś wiosenne rysunki. Stwierdziły, że tak będzie o wiele przyjemniej – wniosek jawi się jeden, nawet dzieci mają już dosyć zimy.

     Gdy przechodziłem po południu koło rajskiej jabłonki w ogródku, przedzierając się przez śnieg do garażu, zauważyłem że brakuje pod nią wyraźnych śladów ptasich nóżek – do tej pory była ich niezliczona ilość, wszelkie ptactwo żywiło się małymi owocami. Część jabłuszek opadała, strącona przez sikorki, stanowiąc pożywienie dla innych gatunków. Wokół drzewka, na pobliskich choinkach skrzydlate bractwo toczyło swoje towarzyskie życie… Tym razem powitała mnie jednak cisza i ogromne poduchy śniegu na gałęziach wszystkich drzew.

    A na ulicach ślisko od zalegającego od nocnego opadu śniegu. Osiedlowymi drogami jeździ się jak po szynach – koleiny zdaja się wyznaczać tor jazdy, na nic kręcenie kierownicą w prawo i w lewo. Tymczasem w prognozach pogody nadal straszą nas kolejnymi opadami, i tak podobno ma być przynajmniej do połowy lutego.

    Ech, mówi się trudno… wiosna i tak w końcu przyjdzie. Tymczasem pozwólmy zimie zagrać nam jeszcze trochę na nosie ;).

wtorek, 26 stycznia 2010

Robimy Paper Mache


 

    Nie mam nawet bladego pojęcia jak się to wymawia… co do wykonania – to eksperymentuję. Do połowy miski wlałem letnia wodę i wrzuciłem chyba połowę wczorajszej Gazety Wyborczej. Po kilkuminutowym ugniataniu papieru, rzadka maź zaczęła się przeobrażać w coraz gęstsze ciasto. W przepisie jaki znalazłem w Internecie jego autor pisze coś jeszcze o dodaniu kleju do tapet… niestety kleju nie dostałem w sklepie, więc wycisnę do miski jeden zwykły biurowy – przynajmniej będę miał pewność , że nie jest toksyczny ( o ile wierzyć napisom na tubce). A wszystko to na jutrzejsze zajęcia, a dokładniej – przygotowanie karnawałowych masek. Masa po lekkim przeschnięciu będzie nakładana na nadmuchany balon, a gdy przyschnie i stwardnieje (tylko po jakim czasie?, hmmm…) balon zwyczajnie zostanie przebity. Wyschniętą masę należy pokryć kitem i pomalować farbkami… z braku laku… a właściwie kitu ( bo też go nie dostałem w sklepie), poeksperymentuję z modeliną – w końcu też twardnieje, więc mam nadzieje że będzie dobrze. A jeśli wszystko się uda… zdobędę kolejne nowe doświadczenie w swoim przebogatym życiu zawodowym ;) .

niedziela, 24 stycznia 2010

Słów kilka o magii


 

    Magia spotyka nas prawie każdego dnia, nie zawsze jednak potrafimy ją dostrzec, lub też – nie chcemy jej zaakceptować. Wolimy przejść tuz obok, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. A tymczasem… tymczasem wokół dzieją się cuda J. Spójrzmy choćby na dzisiejszy dzień, a dokładnie wieczór – pełnia księżyca, zmrożony śnieg skrzypi pod butami na wydeptanej ścieżce zagłuszając chwilami zimową, mroźną ciszę. Niebo pełne gwiazd, bezchmurne, w oddali, między tujami ogrodowymi lśni zagubiona choinka… lśni blaskiem kolorowych światełek świątecznych lampek. I już jest inaczej, inaczej niż wczoraj, przedwczoraj, tydzień, miesiąc temu J. Czy to nie magia? A sylwester? Było ponuro, mgliście, kiedy wchodziłem drogą po miękkim, topniejącym śniegu na Wzgórze, było samotnie… a tymczasem na szczycie czekała mnie niespodzianka J. Ile takich magicznych chwil w naszym życiu nadchodzi? Ktoś je notuje? Zazwyczaj nie ma na to czasu, wciąż gdzieś się spieszymy, biegniemy, pędzimy. Tylko dokąd?

środa, 20 stycznia 2010

Save Me…


 

It started off so well
They said we made a perfect pair
I clothed myself in your glory and your love
How I loved you
How I cried...
The years of care and loyalty
Were nothing but a sham it seems
The years belie we lived a lie
I love you till I die
Save me save me save me
I can't face this life alone
Save me save me save me...
Im naked and Im far from home

The slate will soon be clean
Ill erase the memories
To start again with somebody new
Was it all wasted
All that love? ...
I hang my head and I advertise
A soul for sale or rent
I have no heart Im cold inside
I have no real intent
Save me save me save me
I can't face this life alone
Save me save me save me...
Im naked and Im far from home

Each night I cry I still believe the lie
I love you till I die
Save me save me save me
Don't let me face my life alone
Save me save me ooh...
Im naked and Im far from Home


 

Queen, Save Me

niedziela, 17 stycznia 2010

I znowu coś nowego :)


 

    Wydawało mi się , że już nic mnie nie zaskoczy w Świecie Królowej, a tymczasem… znowu dowiedziałem się czegoś nowego. Okazało się, że jedyna piosenka w klimacie bożonarodzeniowym, jaką znamy w dorobku Queen tak naprawdę może posiadać swoją "siostrę". Podobno w czasie sesji nagraniowej Freddiemu, który wówczas był w Szwajcarii nagrywając materiał do swojej solowej płyty, zostały przesłane dwie instrumentalne propozycje piosenek świątecznych, do których miał dograć już tylko wokal. Jedna z propozycji to znane wszystkim "Thank God it's Christmass" autorstwa Rogera Taylora, drugą natomiast była piosenka stworzona przez Briana Maya. Niestety, Freddie wybrał tylko jedną z propozycji, która spodobała mu się najbardziej. Podobno jednak wokal nagrany został do dwóch piosenek. Tak więc można z dużym prawdopodobieństwem oczekiwać , że piosenka Briana zaśpiewana przez Freddiego, choć niewydana oficjalnie na żadnym albumie ani singlu, spoczywa w archiwum zespołu J. A tymczasem można wysłuchać jej wersji w wykonaniu Anity Dobson, przyjaciółki Briana – jego samego również słychać w refrenie. Kawałek przedstawia się całkiem nieźle, ciekawe jak brzmi w wersji Freddiego….

niedziela, 10 stycznia 2010

Tysiąc lat…


 

Tysiąc lat, tysiąc więcej

Tysiąc razy, milion bram do wieczności

Mógłbym żyć tysiącem istnień, tysiące razy

Nieskończenie sięgając wciąż wyżej

Aż do wieży dusz

Jeśli to potrwa kolejne tysiąc lat, tysiąc wojen

Wieża urośnie do niewyobrażalnej wysokości w przestrzeni

Mógłbym wypłakać kolejny milion łez, milion oddechów

Milion imion ale tylko jedna prawda do odkrycia


 

Milion dróg, milion obaw

Milion słońc, dziesięć milionów lat niepewności

Mógłbym naopowiadać milion kłamstw, milion piosenek

Milion dobrych i milion złych rzeczy dla rachunku czasu

Ale jeśli istnieje tylko jedna prawda, jedyne światło

Jedyna myśl, pojedynczy dotyk gracji

Wtedy podążę za tym jedynym punktem, jedynym płomieniem

Jedynym nawiedzającym mnie wspomnieniem Twojej twarzy


 

Wciąż Cię kocham

Wciąż Cie potrzebuję

Tysiące razy tajemnice rozwiewają się

Jak galaktyki w mojej głowie


 

Mogę być niepoliczalny, mogę być naiwny

Mogę wiedzieć o wielu rzeczach, mogę być ignorantem

Mogę tez podążać z władcami tego świata, podbijając nieznane lądy

Lub wygrać ten Świat w karty, pozwalając mu prześlizgnąć się przez palce

Mogę być mięsem armatnim, umierając tysiące razy

Odradzać się jako dziecko fortuny, osądzając zbrodnie innych

Zachowując tę szczególną wiarę, wierząc tylko w jedno


 

Wciąż Cię kocham

Wciąż Cie potrzebuję

Tysiące razy tajemnice rozwiewają się

Jak galaktyki w mojej głowie

Wciąż i wciąż tajemnice zostają odkrywane

Wieczności wciąż niedopowiedziane

Dopóki mnie kochasz


 

STING, A Thousand Years.

sobota, 2 stycznia 2010

Jim Hutton 1949 - 2010


 

    Informacja dla zwykłego odbiorcy dość mdła – Jim Hutton nie był nikim szczególnie ważnym. Dla każdego fana zespołu Queen to szok. Dowód na to, że niestety magiczny świat Królowej powoli się wykrusza. Jim był partnerem Freddiego Mercury'ego, osoba która towarzyszyła mu w jego ostatnich dniach. Za wierność Jima, Freddie "odpłacił się" niezbyt chlubnie – zaraził go wirusem HIV w 1990 roku. Hutton pogodził się z tym faktem, pogodził się też z odejściem Freddiego w 1991 roku, próbując na nowo ułożyć sobie życie. Znalazł przystań w rodzinnym domu, wśród najbliższych. Przez lata był żywym źródłem informacji dla fanów zespołu, odpowiadając na liczne pytania dotyczące twórczego okresu Freddiego, jego współpracy z pozostałymi członkami Królowej, a wreszcie odpowiadając na to, jakim człowiekiem był frontami Queen. Zmarł od 20 lat zmagając się z HIV, a od roku walcząc ponadto z nowotworem płuc… odszedł dokładnie w pierwszy dzień Nowego Roku. Szerokiej drogi Jim…

piątek, 1 stycznia 2010

Sylwestrowe Polaków rozmowy.


 

    Okazało się, że wczorajszej nocy wzgórze nie było puste. Kiedy wspinałem się na wzniesienie, zauważyłem, że na samym szczycie majaczy jakaś postać. Kiedy ją mijałem, pozdrowiła mnie uprzejmie i usunęła się w cień. Nie chcąc zakłócać swoją obecnością samotności, którą niewątpliwie ten ktoś wybrał dzisiejszej nocy, poszedłem kilka merów dalej i zatrzymałem się nad krawędzią, schowany za choinkami. Do północy pozostało dziesięć minut, spędziłem je rozmyślając nad minionym rokiem, wydarzeniami z lat ubiegłych. Kiedy na niebie zaczęły ukazywać się pierwsze barwne rozbłyski, mój "towarzysz" poniżej otworzył szampana i zaprosił mnie do "siebie". Nie był już sam, w międzyczasie kolejna osoba spragniona zapewne odosobnienia dołączyła do "samotnika". W trojkę zatem powitaliśmy Nowy Rok, w trójkę pijąc … dość niehigienicznie, bo z jednej butelki (niech cholera weźmie grypę A H1N1 przynajmniej w tym dniu ;) ) i składając sobie wzajemnie życzenia wszystkiego najlepszego w nadchodzącym czasie. Początkowo będąc na "pan", szybko przeszliśmy na "ty", a nasze rozmowy o "wszystkim i o niczym" przeciągnęły się do drugiej w nocy. Dość szybko opuścił nas "towarzysz", który na wzgórze przyszedł po kłótni z towarzyszką życia, teraz pewnie stęskniwszy się za nią, pełen nowych nadziei na lepszy rok postanowił jednak wrócić do kobiety swojego życia… Zostaliśmy w dwójkę, a nasze rozmowy coraz bardziej "wylewne" toczyły się i nabierały tempa jak początkowo małe kulki śnieżne, zwiększające prędkość i swoje gabaryty, staczając się ze wzgórza, popchnięte ludzką ręką. Żałowaliśmy naszych młodzieńczych decyzji, rozstań, znajomości, wyborów, straconych szans… próbowaliśmy zgadnąć, co przyniesie nowy rok. Staliśmy się żywym dowodem na to, że Polak z Polakiem potrafi się dogadać, niekoniecznie wypijając przedtem morze wódki ;) . Kiedy pogoda na tyle dała się we znaki, że obu nam zaczęło zanikać czucie w palcach postanowiliśmy wracać do naszych domów. Na koniec padło pytanie " to co, za rok znowu tutaj?".

    Drogi Jacku, życzę Ci z całego Seca żebyś za rok nie szukał samotności, żeby ludzie, na których Ci zależy dali jednak w końcu jakiś znak i następnego sylwestra żebyś spędził już w gronie przyjaciół i znajomych. Po północy, jeśli będziesz miał ochotę, zapraszam na wzgórze J