wtorek, 27 kwietnia 2010

Tak po prostu...

Dawne tajemnice
Tak bardzo skrywane
Odeszły w mrok
Zajmując prawie całą niepamięć

Tamte wewnętrzne walki
Bunt przeciwko rzeczywistościom
Wydają się śmieszne
Z perspektywy trzydziestu lat nad ziemią

Twarze poryte znakiem czasu
Policzki jakby napęczniałe
A oczy...
Zupełnie zmęczone przeszłością

A kiedyś żyliśmy
Tak bardzo
W swoich światach
Ściana w ścianę

Zupełnie nieświadomi
Tego, co za drzwiami

A przecież byliśmy
I wszystko toczyło się
Swoim naturalnym porządkiem rzeczy
Zanim nie odeszliśmy

Zupełnie gdzieś

Nie zostawiając za sobą
Prawie niczego

sobota, 24 kwietnia 2010

tydzień jak cała wieczność

człowiek na co dzień nie zdaje sobie sprawy jak ważną role w życiu pełni internet. Wracasz z pracy, uruchamiasz laptop, wchodzisz to tu to tam, sprawdzasz pocztę, czytasz wypowiedzi na forum, ściągasz jakieś przydatne wzory dokumentów... i nagle, kiedy zostajesz bez internetu, zdajesz sobie sprawę jak trudno bez niego funkcjonować. Na szczęście to był tylko tydzień... uzależniony ? No niech będzie, jestem uzależniony :)

niedziela, 18 kwietnia 2010

To był długi tydzień.

Zastanawiający jest wyjątkowy "pech" towarzyszący zmarłej parze prezydenckiej. Najpierw - początkowo mała dyskusja, która z biegiem czasu rozwinęła się niemal w wojnę poglądów, różnica zdań co do miejsca, a raczej słuszności pochówku Kaczyńskich na Wawelu. Równie nagła, co niespodziewana erupcja nieznanego publice, do tej pory nieaktywnego wulkanu, którego wyziewy unoszące się nad całą niemal Europa uniemożliwiły przylot większości światowych delegacji na pogrzeb Prezydenta i Jego Małżonki. Niektórzy - tak, takie głosy też się zdarzały i zdarzają, twierdzili że to znaki, inni bezlitośnie z drwiną stwierdzają, że nawet natura protestuje przeciwko wszystkim tym działaniom ludzkim... Tym,czasem na naszych oczach, jak co dzień dzieje się historia, czas rozpisuje jej scenariusze, utrwala w ludzkich myślach, stronach gazet, klatkach filmowych. Część ludzi pewnie jest już zmęczona , przyznam szczerze, że ja też.

wtorek, 13 kwietnia 2010

no i stało się..

już się całkiem pogubiłem, za dużo tego wszystkiego... :>

niedziela, 11 kwietnia 2010

Cisza...

Jechaliśmy autokarem na kongres, jak to zwykle w takich sytuacjach - w autobusie wesoło, gwar rozmów. Jesteśmy 100 kilometrów przed Warszawą, ktoś odbiera telefon komórkowy, rozmawia po cichu... za chwile podchodzi do pana Marka, słychać jak ściszonym głosem mówi "podobno rozbił się samolot z prezydentem na pokładzie". Zapada cisza... Zjeżdżamy na najbliższą stację. Większość szybkim krokiem zmierza do budynku, pozostali dzwonią do znajomych. Potwierdzają się smutne wiadomości, podobno zginęło 88 osób, podobno Kaczyński nie żyje... Zastanawiamy się , czy w tej sytuacji w ogóle dojdzie do kongresu. Na miejsce dojeżdzamy pogrążeni w rozmowach, spekulacjach na temat usłyszanych radiowych faktów. Sala - miejsce kongresu pogrążona w mroku, na ekranach falująca polska flaga, tym razem cała w czerni. Kongres jednak zaczyna swoje obrady, ale ze względów osobistych prowadzący prosi o opuszczenie wszelkich punktów zjazdu związanych z żywą dyskusją, przemówieniami. W przerwie większośc wysłuchuje komunikatów radiowych dotyczących potwierdzonej juz listy ofiar... padają znane z dnia codziennego, z telewizji, gazet nazwiska. Milczące niedowierzanie... osoby, które jeszcze wczoraj wypowiadały się w mediach, toczyły dyskusje ponadpartyjne, podejmowały decyzje polityczne... nie żyją.

Postanawiamy grupa odwiedzić Belweder. Dojeżdzamy autobusem, który z przystanku na przystanek staje się coraz pełniejszy ludzi z wiązankami kwiatów, zniczami. Jakaś starsza kobieta siedzi przy oknie przytulona wręcz głowa do małego, kieszonkowego radia, z którego słychać dobiegające głosy modlących się ludzi. Przed Pałacem Prezydenckim tłumy Polaków, ale nie tylko, słychać i widać również obcokrajowców. Wszyscy chcą dostać się pod sama bramę. To jednak niemożliwe, jest zbyt tłoczno. Pomocni okazują się harcerze - odbierają z rąk kwiaty i znicze, kładąc je bezpośrednio pod bramą, gdzie powoli rośnie duże, palące się knotami, pachnące aromatem kwiatów pole... Gdzieniegdzie panuje gwar, gdzie indziej znów cisza.

Kilka godzin później, już w domu wciąż wpatruje się w listę pasażerów rozbitego samolotu pokazywaną w serwisach informacyjnych... listę osób których już nie ma, których jednak głosy, wizerunki są wciąż tak świeże w pamięci. Pojawiają się myśli - "przecież ten był jeszcze tak młody", " tego za bardzo nie darzyło się sympatią, a tamtego lubiło bardziej" - ale dzisiaj to już nie ma znaczenia - ten tragiczny kawałek lotniska zrównał ich wszystkich, łącznie z ich wadami, zaletami, sympatią czy antypatią ludzi.

Spoczywajcie w pokoju.

środa, 7 kwietnia 2010

kwietniowe przeplatanie

Hmmm... odbiegając od tematu troszeczkę - coraz bardziej mnie korci, żeby kupić sobie porządny aparat , cykać zdjęcia i wstawiać na bloga :). Ale to kosztuje... A wracając do tematu - chwilowa ponura pogoda w sumie nie zachęca do fotek w plenerze. Chociaż prognozy pogody brzmią optymistycznie, ma byc coraz cieplej i coraz słoneczniej. Tymczasem... totalnie już odbiegając od tematu , w sobotę czeka mnie wyjazd do warszawy na co w sumie nie mam specjalnej ochoty, hmmm.

sobota, 3 kwietnia 2010

Po prostu...

Jednak czytam i dowiaduje się coraz więcej... może więc jest jakaś nadzieja ? Pomimo tylu lat... Kiedy przypomnę sobie, jak potrafiłem patrzeć w dal, ponad horyzont - tuz obok bawiących się ludzi i tylko marzyc , tęsknić. Wtedy naprawdę zdałem sobie sprawę jak bardzo słone potrafią być łzy. Wszystko w rękach Boga - moje życie teraz i w przyszłości. Mimo wszystko pewne rzeczy już się stały, miały miejsce, przeminęły. Wciąż jednak istnieję i będą istnieć nowe dni, więc może warto znowu mieć nadzieję ?