niedziela, 30 maja 2010

To były dni Naszego życia...

Czasami łapie się na tym
Że wracam do starych dni - dawno temu
Kiedy byliśmy dziećmi, byliśmy młodzi
Wszystko wydawało się takie doskonałe, wiesz
Te dni trwały bez końca, byliśmy zwariowani, jak to szczeniaki
Słonce zawsze świeciło - żyliśmy po prostu  zabawą
Czasami, tak jak ostatnio wydaje mi się, że - sam nie wiem...
Dalszy ciąg jest po prostu udawaniem.

(...)

Queen, These are the Days of Our Lives

Mysłowickie safari.

W piątek byłem po raz pierwszy w tym roku na "wyprawie rowerowej". Pojechałem do Mysłowic. Oczywiście po kilku zaledwie metrach nogi tak mnie zaczęły boleć, że miałem ochotę się wrócić. Na szczęście wyjątkowo piękna pogoda i urocze widoki po obu stronach kierownicy powstrzymały mnie od tego. Mysłowice - niestety, połozone sa na wzgórzach, może bardziej górkach... mimo wszystko dla rowerzysty pedałującego zaciekle na swoich dwóch kółkach wydaje się, że to raczej alpejskie wzniesienia. Zwłaszcza, że postanowiłem pojechać okrężną drogą, po to, żeby ominąć centrum i jazdę główną drogą w oparach spalin. Po przejechaniu niezwykle malowniczej trasy, 'zacumowałem" w ciasnym przedpokoju babcinego mieszkania. Obejrzelismy razem - ja i babcia, jeden z naszych "ulubionych" seriali, po czym poszliśmy na osiedle odwiedzić Julkę. Jak zwykle  - olała nas w swój uroczy, charakterystyczny sposób... Łaskawie tylko okazała nam pewne względy, gdy po powrocie ze sklepu  poczęstowaliśmy ja czekoladową pianką. Na koniec pobawiłem się w fotografa, ganiając za nią i jej koleżanką, jak za stadem lwów - opłaciło się... ostatecznie zrobiłem jedną udaną fotkę. A na niej dwa lwiątka, tzn. dwie Julki (uwaga, jedna z nich gryzie!) - oto one:

Noce i Dni.

Są dni, kiedy się tęskni, tak po prostu... a nocami czasami człowiek rzuca się z boku na bok, zanim zaśnie. I chyba nic na to nie można poradzić. Po prostu...

niedziela, 23 maja 2010

Gwoli uzupełnienia...

Na usilną prośbę Magdy dopisuję dwa fakty, które miały miejsce w mijającym tygodniu :).

Po pierwsze - oboje byliśmy u wróżki, gdzie ja sie wynudziłem jak mops siedząc w w pokoiku przed telewizorem z mężem pani wróżącej, a Magda przeżywała chwile podniecenia w cztery oczy z  kartami...
Po godzinie wyszła z rumieńcami na policzkach, podekscytowana zupełnie tak, jak pierwsi ludzie  tuz po spacerze na srebrnym globie... Na szczęście lekko schłodziła ją deszczówka spadająca (od  jakiegoś tygodnia) z nieba. Przez wzgląd na szacunek dla niej, nie będę opisywał tego, co jej wywróżono.

Fakt drugi - poszedłem w końcu obciąć włosy. Pani fryzjerka spisała się na tyle dobrze, że już nie czuję jakbym cały czas nosił czapkę...

Świat Homka Tofta.

"(...) Mimbla ziewnęła, podrapała się w nos, a potem, juz w drzwiach, odwróciła się i powiedziała:
      - Nie przejmuj się, nie ma tu nic gorszego niż my sami.
      - Gniewa się ? - zapytał Wuj Truj, który akurat był w salonie.
      - Boi się - odparła Mimbla, wchodząc na schody. - Boi się czegoś, co siedzi w szafie."

Tove Jansson, Dolina  Muminków w listopadzie.

czwartek, 20 maja 2010

środa, 19 maja 2010

Zabieg Proetza

Tak, tak... zatoki, jakżeby inaczej. Miałem poranne bóle głowy, ale raczej tępawe, niż ostre. No i ta wydzielina hurtem spływająca mi po tylnej ścianie gardła...

W każdym razie - pomny licznych wskazówek dr Świdzińskiego, mojego guru od zatok i "prywatnego lekarza" ( ;) ), zacząłem brać ibuprom zatoki, flavamed i oxalin - wszystko po to żeby nie dopuścić do większych i zlikwidować już powstałe obrzęki.
Niby wszystko szlo powoli ku dobremu... jednak mój odwieczny sceptycyzm, a więc nie do końca dowierzanie swoim umiejętnościom w zakresie samoleczenia, spowodował moją dzisiejszą wizytę u doktora.

Pan Świdziński zlecił mi zabieg proetza z przemiłym i szerokim uśmiechem na ustach, obwieszczając przy tym, że "zajmie się mną" młoda, piękna pielęgniarka. Jednak to nie uroda pielęgniarki, a jej sztuka płukania zatok zachwyciły mnie na tyle, że nie darowałem sobie komentarza - oczywiście pełnego komplementów, jak to zwykle w moim przypadku (lizus... ). Mimo wszystko - rzeczywiście był to zabieg wykonany z klasą, do tej pory za każdym razem gdy płukano mi zatoki, oprócz nich, sola fizjologiczna były "przepłukane" - moje ubrania i oczy ( co powodowało intensywne łzawienie). Tym razem byłem suchutki... a wystarczył jeden mały drobiazg - osoba wykonująca zabieg powinna stać z tyłu (jak pięknej urody pielęgniarka dr Świdzińskiego), a nie z przodu pacjenta(a już tym bardziej nie nad nim). Drobiazg, a tak wiele zmienia...

Płukanka nie wypłukała niczego... bo niczego w zatokach nie było. "Są czyściutkie", stwierdził dr Świdziński, "a ból powodują obrzęki na tle alergicznym". No wiec... stara bajka. Przynajmniej nie muszę brać antybiotyku, to zawsze jakiś plus :>

P.S. przy okazji opowiedziałem doktorowi o pewnej ciekawostce , którą wyłapałem w internecie, a dokładnie o okładach z liści brzozy na "ropne zatoki". Pan Świdziński dyplomatycznie odrzekł, że i owszem byłby niezadowolony, gdybym odstawił przepisane przez niego leki, ale poza tym mogę sobie przykładać do głowy na co tylko mam ochotę...

I to już chyba koniec.

wtorek, 18 maja 2010

A tam pada, pada, pada...

Pada i wieje, wieje i pada - i tak na przemian, albo - co gorsza, równocześnie.
Ogródek pełen wody, idąc czuje się rozmiękłą ziemie pod butami, charakterystyczne "kłap, kłap" - więcej wody już nie da rady wsiąknąć w glebę. Wszystko ma swoje limity pojemności.

Dzwoniłem dzisiaj do Marioli, matki mojego chrześniaka. Oglądałem na onecie zdjęcia z ich okolic, rzeka zamieniła się w jedno wielkie bajoro, zalało lokalne drogi, pola, a co gorsza - również dwupasmówkę. Powiedziała tylko tyle - "to horror".

Jedni mówią , że to przez wulkany, a dokładnie przez ich erupcję, mając na myśli oczywiście Islandię. Inni straszą , ze całe lato będzie tak, a nie inaczej wyglądać. W myślach krążę wokół ukochanej Koszarawy, zastanawiając się, czy most nad Koszarawką przetrzyma...

Aha, i moooocno trzymam kciuki za zmianę pogody na lepszą. Tęsknimy za Tobą Sł0neczko!!! :)

niedziela, 16 maja 2010

Hmmm... piosenka w sam raz na tęsknotę za ciepłymi wieczorami (miejmy nadzieję, że już niedługo)

http://mymon.wrzuta.pl/audio/8VNK1cZbXsH/12_how_long

http://www.youtube.com/watch?v=AFUoEbymCWc


"How Long"


How long, how long baby
How long has it been
How long you gonna keep me wondering
How long before you see
Stallin' me was wrong
How long

How long, how long you gonna keep
Slappin' my hand away
How long you gonna keep my love at bay
How long before you're sure
My love is strong
How long

How long, how long you gonna keep
Tellin' me you like me fine
How long until I'm gonna make you mine
How long before wake up
And find your good man gone
How long

Dire straits

czwartek, 13 maja 2010

spotkanie po dłuższej przerwie

A wszystko przez windows 7...

Była promocja, więc się skusiłem, zmieniłem xp-eka na "siódemkę" no i... zostałem z laptopem zaciemnionym, jak gdyby bateria ledwo dyszała... na dodatek wystąpił jakiś błąd w aktywacji systemu (nie, nie używam "piratów", system jest oryginalny). No i zdążyłem się stęsknić za  starym "ikspekiem"... Na szczęście mam  jeszcze komputer stacjonarny (bo przy okazji na laptopie straciłem wszystkie ustawienia, stąd i hasło na bloga, którego oczywiście - jak zwykle nie zapisałem nigdzie), problem w tym że... klawiatura pamięta strasznie dawne czasy i... jest  totalnie rozchybotana - jeśli tak można powiedzieć ( a raczej napisać), to znaczy, że każdy klawisz chybocze się w nieprzewidzianą i tylko jemu samemu znaną stronę :>. Przeżyjemy...

Z Magdą też się dawno nie widziałem, z radością więc zgodziłem suie na spotkanie , gdy tylko wysłała mi smsa. Pojechaliśmy na Wesołą - Falę. Mieliśmy szczęście - trafiliśmy czasowo w lukę pomiędzy kolejnymi opadami deszczu w tym dniu. N miejscu było pięknie, sucho (prawie...), słonecznie i ciepło :) Baaardzo przyjemnie. Posiedzieliśmy chwilkę na ławce, poszliśmy na spacer wzdłuż zalewu po czym Magda wyciągnęła aparat i napstrykała kilka zdjęć. Jeśli prześle mi jakieś, od razu umieszczę je na blogu.

No i to chyba tyle...

sobota, 1 maja 2010

Majówka

majówka, ludzie się bawią, grillują... a ja oczywiście siedzę w domu, leżę przed telewizorem i laptopem, normalka... jak zwykle zapalenie zatok musiało mnie dopaść w najmniej odpowiednim momencie. Nawet cholerne grzanki mi nie wyszły... przypaliły się - a wydawało mi się, że wsadziłem je do piekarnika zaledwie na 5 minut. Żeby się bardziej zdołować, pożyczyłem "Doline Muminków w listopadzie" , no i teraz wczuwam się w przemyślenia samotnego homka Tofta, marzącego o rodzinie. A propos książki  Tove Janson - wymieniony przeze mnie tom przygód Muminków jest wyjątkowo nostalgiczny, wypełniony tęsknotami i zdecydowanie przeznaczony dla dorosłego czytelnika. Warto trzymać go na półce dla takich samotnych chwil...