wtorek, 10 listopada 2009

    Dzisiejszego dnia byłem świadkiem dość absurdalnej jak na moje gusta sytuacji… po zapłaceniu i w trakcie pakowania do reklamówki lekarstw w aptece, zauważyłem panią w wieku ok. 40stu lat z plikiem pustych recept pytającą się o jakiś lek i dawki…" no wie pani - ten który stosuje się na grzybicę". Kiedy farmaceutka podała nazwę, kobieta nieszczęsna przy pustych receptach wypisując jedna z nich musiała zapisać medykament fonetycznie, bo poprawiona przez magister przy okienku lekko zakłopotana odezwała się " ojej, źle napisałam …. I co teraz?". W tym momencie całkiem równocześnie i całkiem zdziwieni – ja i inna pani magister przed chwilą obsługująca mnie przy aptecznej ladzie spojrzeliśmy na kobietę, ta jednak nie zwracając na ans uwagi zaczęła wypisywać kolejny druczek. Sytuacja z lekka absurdalna, jakby wyjęta wprost ze skeczu monty-pythonowskiego. Kiedy wychodziłem słychać było rytmiczny dźwięk pieczątki, którą … pani doktor (?) podbijała kolejno recepty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz