niedziela, 26 grudnia 2010

Z wizytą świąteczną.

Planowałem cały dzień przeleżeć w łóżku, ze względu na podłe uczucie zaraz po przebudzeniu, że "coś mnie bierze"... ale po śniadaniu i porannej kawie było już lepiej. Zadzwoniłem więc do matki swojego chrześniaka żeby zapowiedzieć się z wizytą. Tym razem chrześniak dostał "żywą" gotówkę ;) Stwierdziłem, że nie będę już w ciemno kupował książki - jeśli zechce sam sobie jakąś kupi, lub wyda forsę na zupełnie coś innego.

W domu mojego chrześniaka i jego mamy jak zwykle specjalnością świątecznego dnia były ryby opiekane w zalewie octowej - pychaaa :). Domowej roboty ciasta no i śląski szałot :). I tak przy smacznym jedzonku i miłej rozmowie upłynęło 6 godzin - całkiem przyjemnie upłynęły :).

Świetnie, że ktoś kiedyś wpadł na wspaniały pomysł świątecznych spotkań rodzinnych :).

2 komentarze:

  1. A w międzyczasie zdążyłeś mnie po-obgadywać, aż dziw, że nie dostałam czkawki :P

    OdpowiedzUsuń