środa, 24 listopada 2010

Dziewiętnaście lat temu...

W 1991 roku, 24 listopada zmarł zdecydowanie jeden z największych wokalistów jakich nosiło po tej ziemi... i nie pisze tego jako totalnie zakręcony fan zespołu Queen ( ;) ). Freddie był - zgoda, niektórzy powiedzą, że dziwakiem, był oryginalny - tak, jak jego odłamany statyw z mikrofonem na koncertach, przyjęcia pełne egzotyki (autor dennego i głupawego miejscami artykułu z "sułtanem" w tytule, na onecie co nieco o tym wspomina i chyba to jedyny bliski prawdzie fakt z życia Mercury'ego). Freddie to przede wszystkim niepowtarzalny głos i energia - i choćby z tego powodu w muzycznym świecie została po Nim tak wielka pustka...

bezpiecznej drogi - gdziekolwiek jesteś Melino :)

A teraz muzycznie w dosłownym znaczeniu:
- Rodgerowkie pożegnanie przyjaciela (tym razem w wersji studyjnej): http://www.youtube.com/watch?v=pRDqpJPkKEM

- W mojej obronie... jeden z solowych kawałków Freddiego: http://www.youtube.com/watch?v=9f3HcT9toww

(...)
Nawet jeśli...
Nawet jeśli wciąż tęsknimy za Tobą
Idź przed siebie, nie odwracaj się
Kiedyś znów wpadniemy  na siebie
Mój Stary Przyjacielu...
(...)

"Old Friends", Roger Taylor


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz